Nie sprzedajemy hamburgerów

Dwóch pasjonatów pracujących, którzy wcześniej zarządzali centrum szkoleniowym ABB, postanowiło je od koncernu odkupić. Teraz tworzą Management Training & Development Center – jedną z ciekawszych firm szkoleniowych w Polsce.

Tomasz Borucki i Piotr Maciejczak do niedawna zarządzali należącym do ABB Management Developement Center, wewnątrzfirmowym ośrodkiem szkoleniowym. W podwarszawskich Falentach koncern zbudował komfortowy hotelik z kilkoma salami konferencyjnymi. Wkrótce jednak okazało się, że i sam hotel i jego kadra nie jest w pełni wykorzystana. Były okresy, kiedy miejsce stało w dużej części puste.  – Stworzyliśmy na potrzeby firmy coś, co w pewnym momencie rozrosło się bardziej, niż ABB tego potrzebował – opowiada Tomasz Borucki. – ABB bardzo dużo inwestuje w wiedzę swoich ludzi i aż szkoda nie sprzedawać na zewnątrz tego, co w firmie wykorzystaliśmy raz czy dwa.  Dlatego postanowiliśmy się usamodzielnić.

Dlatego ABB MDC przekształciło się w zeszłym roku w MT&DC, osobną spółkę.  ABB jest nadal jednym z głównych jej klientów, jednak usługi szkoleniowe może teraz w MT&DC zamówić każdy. A dokładniej: każdy, kogo na taką usługę stać. Firma Boruckiego i Maciejczaka jest bowiem jedną z najdroższych w tej branży w Polsce. Dwudniowe szkolenie dla kilkunastoosobowej grupy może kosztować tam nawet kilkanaście tysięcy dolarów. Mogą sobie na to pozwolić w zasadzie tylko międzynarodowe koncerny. I to właśnie one w większości są klientami MT&DC.

Twórcy ośrodka zastrzegają jednak: – Jest drogo, ale nie należy nas porównywać z innymi firmami szkoleniowymi. W ogóle chcą unikać wpisania ich do tej kategorii. – Mamy zupełnie inną niż zwykłe firmy szkoleniowe filozofię działania –wyjaśnia Piotr Maciejczak – Nie rozliczamy naszych ludzi z liczby sprzedanych dni szkoleniowych, ale z tego, jak bardzo pomogli klientowi. To oznacza, że najpierw zastanawiamy się, czego on potrzebuje, a dopiero potem myślimy, czy zaproponować mu zwykłe szkolenie, czy może cos innego.

sprzedaż wariata

Maciejczak wspomina negocjacje, jakie prowadził z Elektrim Telecomunications: – Mój rozmówca spytał mnie, które jego problemy mogę rozwiązać – opowiada. – Stwierdziłem, że wszystkie. On spytał mnie wtedy, jakie mam produkty. Na to ja: żadne. I to mu się spodobało – uwierzył, że produkt stworzę specjalnie dla niego, oceniając najpierw jego potrzeby.

Brzmi, jak sprzedaż prowadzona przez zadufanego w sobie wariata. Ale też i Borucki i Maciejczak nie sprawiają wrażenia zupełnie normalnych menedżerów.  Do późnej nocy siedzieli ze mną w zaaranżowanym na irlandzką modłę pubie, który znajduje się w ich ośrodku.  Trudno było stwierdzić, czy prezentują mi osadzoną w realiach rynku strategię rozwoju firmy, czy też  właśnie są w nastroju na snucie abstrakcyjnych marzeń. – Nie interesuje mnie, to co robię dzisiaj – deklaruje Piotr Maciejczak – ciekawi mnie, co będzie za trzy lata. Nie wiem, co się wtedy stanie, ale wiem, że wybrałem właściwą drogę. Mam nadzieję, że za kilka lat MTDC będzie równie rozpoznawalne jak Insead.

MTD&C nie ma ani własnych programów szkoleniowych (poza jednym, patrz ramka) ani zatrudnionych na stałe trenerów. Działa bardziej jako pośrednik pomiędzy klientem a zwykłą firmą trenerską. Zgłasza się do firmy – klienta, analizuje jego potrzeby, a potem deklaruje znalezienie najlepszego trenera. Czasem zatrudnia nawet kilka firm szkoleniowych do jednego treningu. Tak było w przypadku szkolenia dla kadry Siemensa. Kilka dni prowadził przedstawiciel polskiej firmy, kilka dni szkoleniowiec ściągnięty na tę okazję z Belgii. Tomasz Borucki twierdzi, że dla jego klientów ważniejsze było znalezienie właściwe osoby, niż konieczność opłacenia kosztów podroży i honorarium trenera liczonego według belgijskich stawek.  Potwierdza to zresztą jeden z jego klientów, Bogusław Piekarski, prezes Foster Wheeler Energia Polska. – Wiedza na poziomie międzynarodowym kosztuje wszędzie i fakt zorganizowania szkolenia w Polsce obniżył jego koszty w stosunku do analogicznych treningów oferowanych wcześniej tylko na Zachodzie Europy lub w USA- twierdzi Piekarski. – Wcześniej uczestniczyłem w Akademii Zarządzania Projektami w Kanadzie i USA. Koszty dla  firmy były niewspółmierne do ceny oferowanej przez MT&DC, które sprowadziło Akademię do Polski.

szkolenie przy kominku

Boruckiemu i Maciejczakowi, jako jednym z niewielu w Polsce, udało się przekonać do swoich usług nie tylko firmy krajowe i obecne w Polsce oddziały międzynarodowych koncernów. – Kontrakt z Siemensem negocjowaliśmy z ich szefem personalnym pracującym w Szwajcarii – mówi Tomasz Borucki. A na tygodniowe szkolenie do podwarszawskich Falent przyjechali pracownicy firmy z kilku krajów Europy i Azji.

Jak udało im się przekonać klientów do tego, że Polacy mogą szkolić specjalistów z Zachodu? – Nie sprzedajemy hamburgerów, szkoleń z półki, dla każdego – zdaniem Maciejczaka recepta jest prosta, tylko rzadko stosowana.

Borucki dodaje jeszcze jedną przewagę ich ośrodka: – Kiedy prowadzimy trening z komunikacji międzykulturowej, nie chcemy, żeby on się kończył przed kolacją – tłumaczy – po to w pokojach nie ma telewizorów, żeby jego uczestnicy – a zwykle pochodzą z różnych krajów – spotkali się wieczorem w naszym pubie albo przy kominku i tam porozmawiali o swoich kulturach.

Trudno prognozować, na ile MT&DC stanie się konkurencją dla polskich firm szkoleniowych. Dla większości polskich przedsiębiorstw jego usługi będą zbyt drogie – taniej jest dotrzeć do konkretnego trenera bez pośrednika. Może się więc okazać, że MT&DC wyspecjalizuje się raczej w klientach bardzo zasobnych, ale ceniących komfortowy ośrodek i preferujących zlecanie firmom zewnętrznym organizację całych projektów szkoleniowych. Bardzo prawdopodobne, że trafią do niego też menedżerowie z krajów Unii Europejskiej. W porównaniu z podobnymi usługami na Zachodzie MT&DC jest stosunkowo tanie.

MTD&C sprowadziło do Polski prestiżową Akademię Zarządzania Projektami. Jest to szkolenie składające się z czterech kilkudniowych modułów, zakończone rozpoznawalnym na całym świecie Project Management Proffessional. Program jest oparty m.in. o doświadczenia osób, które prowadziły operację Pustynna Burza. – To był chyba jeden z większych i bardziej udanych projektów na świecie mówi Tomasz Borucki –  Cała koncepcja zarządzania projektami wzięła się zresztą z wojskowości. Masz do wykonania zadanie, budżet, określony czas, a reszta należy do ciebie – to jest identyczne z działaniami wojska. Pierwsze projekty to była budowa bomby atomowej czy urządzeń technicznych dla NASA. Potem trafiło to do biznesu

Szkolenie zawiera tematy na podstawowym poziomie, np. prowadzenie dokumentacji projektowej, ale uczy też bardziej zagadnień,  np. oceniania ryzyka projektowego. Certyfikat PMP na Zachodzi jest często warunkiem ubiegania się o pracę na stanowisku Project Managera. W Polsce ma go jak na razie niewiele osób.

Dodaj komentarz